Przejdź do głównej zawartości

Wiosna Po Wiedeńsku Idealnym Rozpoczęciem Roku.

Ci, którzy obserwują moją stronę na Facebooku wiedzą jak bardzo nie mogłam doczekać się książek Katarzyny Targosz. Wielkie oczekiwanie na paczkę ( wręcz publiczne), walka z panią w kiosku i w końcu upragniona zawartość opakowania z tektury wpadła w moje ręce.
Wieczorem tego dnia w telewizji puścili film, na który miałam chętkę ( prawda, że to nie jest częste zjawisko?).
Zanim się zaczął usiadłam i zajrzałam do książki.
Okładka - jak na podaną w sklepie internetowym miękką okładkę jest zaskakująco: sztywna, przy tym bardzo wygodna. Jakość papieru: rewelacja!
Oczywiście zapach :) Zapach nowej książki jest zawsze wspaniały.
W jednej chwili ogarnął mnie strach..co jeśli książka najzwyczajniej w świecie nie spodoba mi się?
Zamknęłam ją i pomyślałam o Kasi.
Znam siebie i wiem, że na pewno powiedziałabym jej o tym, jednak postanowiłam nie ulegać moim strachom i w przerwach na reklamę poczytywać, by po zakończeniu filmu móc oddać się jej całkowicie. Tak też zrobiłam.
Kiedy nad ranem obudziłam się z twarzą między kartkami wiedziałam, że to jest właśnie to :) Wszelkie obawy zniknęły w mgnieniu oka :)
Wiosnę wzięłam do ręki dwa razy - tyle wystarczyło, żeby ją przeczytać :)
Na początku książki, w każdej sytuacji, w której znajdowała się główna bohaterka widziałam naszą drogą autorkę, dopiero za jakiś czas dziwnie zaczęłyśmy się łączyć i miałam wrażenie, że sama tam jestem.
Wielobarwne postacie, powiązania, piękne opisy, tekst o owcy (teraz razem z "psia dupa" mój ulubiony ;) ), zabawne sytuacje, oraz te pełne napięcia...all in one - wybuchowa mieszanka :)
Zrelaksowałam się migiem, jednak pewne napięcie ( pozytywne oczywiście) pozostało ze mną do końca książki :)
W 1szą noc kiedy to wybudziłam się na papierowej poduszce sny miałam przedziwne, ale przyjemne :) Jednak kiedy skończyłam czytać byłam uderzona. Zaczęłam inaczej myśleć o sobie, oraz o tym co mnie w życiu spotkało. Wróciły wspomnienia związane z opisywanymi motylami w brzuchu, za którymi po przeczytaniu książki zatęskniłam. Tyle czasu uczyłam się walczyć z potrzebą posiadania takich, a jedna książka w dwie noce przywróciła to z czym chyba nie wygram. Nie mogłam spać. Rzucałam się z boku na bok, spokojna o bohaterkę, niespokojna o siebie.
Zawsze było odwrotnie, ta sytuacja jest dla mnie nowa.
Uważam, że książka ukazuje wielopoziomowość naszego życia, trudność wyboru, zagmatwanie - które wg mnie sami tworzymy starając się zgadywać o czym myślą inni w sytuacjach związanych z nami samymi. Oczywiście nasze babskie podejście i ukazanie naszych cudnej natury dialogów jest tak pięknie, idealnie opisane, że gały mi z oczu wypadły i zaczęłam się śmiać :D

Miodzio :)


Komentarze

  1. Cóż mogę napisać... Jak zawsze, przy takich okazjach, bardzo się wzruszam i wtedy nic sensownego nie umiem sklecić ;)
    Niezwykle mi miło, że tak pozytywnie odebrałaś książkę! :* :) Powiem Ci, że choć czytałam ją dziesiątki razy (co jest koniecznością na etapie edycji i korekty), to po Twojej recenzji aż sama mam ochotę do niej wrócić i przypomnieć sobie jej klimat!
    Dziękuję za piękną recenzję! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dziękuję za książkę :* zaraz zabiorę się za emocje jesienne :) Przyznam, że nie jest mi łatwo :) Obie są wspaniałe :)

      Usuń
  2. "Wiosna..." jest moim nr jeden- to już pisałam:) Kasi powieści zarywają ze mną nocki, musi pisać zdecydowanie dłuższe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojj tak..ja też zarwałam. Gdyby były dłuższe to nie poszłabym do pracy :P Ost zaspałam :D

      Usuń
  3. Jeszcze nic nie czytałam tej autorki, a czytam na blogach, że zachwalacie :)
    W tym roku muszę chyba nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze polecam :) Bardzo przyjemnie się czyta :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co mi dał miesiąc na siłowni?

Zastanawiasz się, czy nie pomyliłam się  w tytule? Oczywiście, że nie i nie reklamuję tu niczego, by takim zdaniem chcieć Cię zachęcić do pójścia w tym samym kierunku. Ja tu chcę tylko i wyłącznie o zdrowiu ! No właśnie. Dla mnie też jest szokiem, że mając szalejące TSH zauważam luźniejsze ubrania tu i tam. Jeansy? O tak ! Zakładam bez zmartwień :) I to nie te nowe o rozmiar większe :) - założyłam ulubione :) . Kilogramy nie spadają, przyznaję szczerze. Centymetrów mniej, kilogramy w miejscu, bo mięśnie są ciężkie. Mam pracę siedząca, codziennie przy biurku spędzam obowiązkową liczbę godzin. Mój kręgosłup zaczynał dziwnie wyglądać i czuć się również słabo. Czy coś się zmieniło? Owszem :) Nie garbię się, nie czuję bólu, który odszedł w zapomnienie. Dodatkowo mogę nosić cięższe zakupy :D - jeśli pomagają Wam w tym mężowie to informację o zwiększonej sile zostawiajcie dla siebie ;) Choć nie ma efektu "wow" to czuję się sama ze sobą dużo dużo lepiej. Powraca jędrność, zaczyn

Tragedia, która zrodziła pasję.

Chciałabym przedstawić Wam Mateusza.  Mateusz i jego przeżycia zainspirowały mnie do napisania tego co dziś przeczytacie. Jaki wpływ będzie miała na Was ta historia? Liczę na to, że zastanowi na różny sposób każdego z osobna. Z Mateuszem znamy się od ok 17-18 lat. Kiedy przeprowadził się po sąsiedzku bliższe koleżeńsko/ podwórkowo było mi jego starsze rodzeństwo. Ja byłam może w V klasie,  a Mateusz mógł mieć ok 2 lat ( matko! jaka ja stara jestem :P ). Grzeczny, uśmiechnięty, zawsze przeze mnie lubiany i nie okazujący, że coś jest nie tak. Niedawno podzielił się ze mną swoją historią, która mną wstrząsnęła. Najłatwiejsze określenie dla dramatu, który skrywał się za drzwiami jego mieszkania właściwie tuż pod moim nosem, bo po drugiej stronie podwórka. Zawsze słuchając wiadomości  o podobnych sytuacjach myślę:"niemożliwe, żeby nikt o tym nie wiedział" - przekonałam się na własnej skórze jak bardzo jest to możliwe, zmroziło mnie to jeszcze bardziej. Nikt nie mógł zareagować

Codzienność

Ostatnio za namową koleżanki zaczęłam jeść ( jak to mówi moje dziecko) gejfruty. Ponoć ma mi to pomóc w zbiciu wagi. Kupię kilogram i będę w nią rzucać, może uda się zbić chociaż ekranik. Kupiłam jednego, był pyszny - całego zjadłam. Wczoraj udało mi się wyjść wcześniej z pracy, a że były mąż zabrał nasze dziecko na salę zabaw to postanowiłam ciut się odstawić do Biedry. Lista zakupów: mleko i wspomniany już owoc. 200 kg nie ważę, więc pozwoliłam sobie na obcisłe jeansy i małe szpilki. Bo jak nie do Biedry to gdzie? Zachwycona swoim pomysłem naprzymierzałam się różnych kombinacji i wyszłam. Kiedy zamykałam drzwi spod sąsiednich spojrzała na mnie samotna, smutna, rozmazana psia kupa. Jak bardzo ucieszyłam się, że wyszłam z domu w balerinach, bo w nich (zaraz po obuwiu sportowym) najłatwiej przeskakiwać przez placki. Udało mi się o suchym i czystym bucie wyjść na zewnątrz. Słońce delikatnie przypiekało spacerowiczów. Obserwując okolicę włożyłam słuchawkę do ucha i spokojnie szłam mię