Przejdź do głównej zawartości

"Czytanie ze zrozumieniem"

Po dłuższej przerwie post miał tłumaczyć moją długą nieobecność i uwrażliwić czytających na pewne rzeczy, jednak z całego planu spełnię tylko połowę - drugą, ale uwrażliwienie będzie dotyczyło czegoś zupełnie innego niż zamierzałam.
Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, bądź podejrzewają, że lubię wszystkie strony jakie mi wpadną w oko dotyczące Tatr i Podhala, a także należę do różnych grup nawiązujących do tej tematyki. Obserwuję tam od jakiegoś czasu nagonki na innych grupowiczów. Mało tego...w grupach dot. urody zauważam to samo. Gdyby takie "ataki" miały uratować komuś życie to rozumiem, jednak związane są z krytyką tego co inne niż nasze upodobania.


Sytuacja z dzisiaj nawiązuje do pytania o nocleg z wyżywieniem. Pani zapytała jakie doświadczenie mają grupowicze w tym temacie i żeby się nim podzielili. Podejrzewam, że chciała poznać opinię przed wyborem miejsca na odpoczynek dla siebie i rodziny. Nie wiem ile było odpowiedzi, ale strzelam, że na 20 komentarzy tylko 2 mówiły o takim noclegu. Co zawierały pozostałe? Aaaa to ja Wam opowiem :) Uczestnicy rozmowy weszli tam po to, żeby wyśmiać, że kobiety to tylko najeść się muszą do tego dobrze i tanio. Każdy kto przyjeżdża w Tatry i szuka kwatery z wyżywieniem jedzie tylko pochodzić po Krupówkach i kupować tamtejsze badziewie, a najsmaczniejszy jest chleb z masłem na szlaku, powinno się zapakować suchy prowiant do plecaka, iść daleko i ew spożyć posiłek w jednym ze schronisk. Każdy komentarz szerzej otwierał moje oczy i za nic ludzie mieli tłumaczenia samej zainteresowanej, że ze względu na chorobę jednego z członków rodziny nie mogą pozwolić sobie na długie i ryzykowne trasy i prosi o odpowiedź na jej pytanie, a nie wyrażanie opinii.  Nagle pod postem zaczęły pojawiać się głupie żarty i swobodne rozmowy grupowiczów wytykające komu czego brakuje, by prawdziwym turystą BYĆ. Post nagle zniknął i wcale się nie dziwię.  

Ja skorzystałam z opcji z wyżywieniem raz - pozdrawiam Willę Nałęcz :) - i to wtedy kiedy udało mi się po prostu wyrwać od codzienności na kilka dni w lutym (klik) - nie żałuję, od wszystkiego odpoczęłam, a to czego potrzebowałam na tamtą chwilę to spacer, święty spokój i widoki, a nie stanie w kuchni i szykowanie posiłków - chciałam ten czas raz wykorzystać inaczej niż w domu. I zupełnie nie rozumiem przytyków w kierunku takich wyborów. Od kilku lat latem wybierałam się w Tatry (z dala od Zakopanego) i unikałam zagubionych tłumów, przepchanych restauracji, jednak jeśli będę miała kaprys wsadzenia tyłka w hotelowy basen, by podziwiać Tatry tylko i wyłącznie zza okna to kto mi zabroni?

 Widok z Grand Hotel Stamary (11.2009 r.).

 Kiedy raz zrezygnuję z chodzenia po górach, jedzenia kanapek w dolinach to zostanę wyśmiana i stracę status "prawdziwej turystki"? Trzeba też zastanowić się nad tym, czy ktoś nie wybiera lżejszej opcji z innych powodów. Góry są dla każdego, jedni mogą je podziwiać dotykając skał, by wspiąć się wyżej, a inni łakną ich widoku z daleka, podczas lekkiego spaceru, a jeszcze inni jeżdżą tam do znajomych i nie wyobrażają sobie Tatr właśnie bez ich towarzystwa :) Najważniejsze to wrócić cało i zdrowo i nie udowadniać innym, że jest się "prawdziwym turystą" na miarę tych najgłośniej krzyczących, tylko po to by zrobić sobie krzywdę, albo zniechęcić się do gór raz na zawsze. To, że ja nie lubię przepychać się w sierpniowym tłumie wąchając pachy innych ludzi, nie znaczy, że mam krytykować kogoś kto tylko po to przyjechał. Owszem ! Rozumiem ataki na rodziców chwalących się wciąganiem 5latka na Orlą Perć, (świadczy to jedynie o braku mózgu u rodzica) bo jest to wg mnie sytuacja zagrażająca zdrowiu, a nawet życiu, jednak atakowanie matki, która szuka noclegu z wyżywieniem dla swojej rodziny, bądź osoby, która szuka łatwej trasy na początek swoich zmagań związanych z  chodzeniem po Tatrach jest żałosne tak jak zrobienie zdjęcia osoby wysiadającej z busa w trampkach wmawiając wszystkim, że zrobione zostało na trudnym szlaku. Na szczęście w tym ostatnim przypadku ludzie zaczęli troszkę otwierać oczy, bo naprawdę do Społem nie trzeba iść w profesjonalnym obuwiu tak jak i na Krupówki, czy spacer po Chochołowie mimo, że jakiś korzeń może wystawać z drogi.


 Mogłabym ten post ciągnąć i ciągnąć podając różne przykłady, jednak myślę, że każdy wie o co mi chodzi. Tyle ile jest ludzi tyle jest upodobań, jesteśmy różni, mamy różne potrzeby i to od zawsze - czy to tak trudno zrozumieć? Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Ściskam Was mocno :)

Komentarze

  1. Ja w ogóle na żadne fora nie wchodzę, w grupie tylko jednej się udzielam, bo niepotrzebne mi te wszystkie zamęty. Społeczeństwo idiocieje niestety w zastraszającym stopniu i znacznie mi lepiej, gdy nie muszę tego oglądać.
    A jeśli chodzi o noclegi z pysznym, domowym wyżywieniem i zachwycającym widokiem na panoramę Tatr, to polecam rusinowydom.pl :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na fora również nie zaglądam, w grupach jestem, ale się nie udzielam - jestem tam dla pochłaniania wiedzy :) Jednak zadziwia mnie jak ostatnio często szuka się byle powodu, żeby się do kogoś przyczepić. Żałosne po prostu. Idiocieje - idealne określenie.
      Zaglądałam, polubiłam :) Muszę kiedyś zajrzeć jeszcze przez komputer, bo na tel słabo się zdj ogląda ;)

      Usuń
  2. Ludzie chyba nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać. Słów czasem człowiekowi brakuje na głupotę, która się szerzy okropnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczynam się zastanawiać, czy może zacząć z tą głupotą walczyć? Aż się boję jak zacznie otaczać nasze dzieci, kiedy my zaczniemy od walki z głupimi dorosłymi to może ich dzieci będą mądrzejsze :P Chociaż to co ostatnio obserwuję w przedszkolu...szkoda słów.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tragedia, która zrodziła pasję.

Chciałabym przedstawić Wam Mateusza.  Mateusz i jego przeżycia zainspirowały mnie do napisania tego co dziś przeczytacie. Jaki wpływ będzie miała na Was ta historia? Liczę na to, że zastanowi na różny sposób każdego z osobna. Z Mateuszem znamy się od ok 17-18 lat. Kiedy przeprowadził się po sąsiedzku bliższe koleżeńsko/ podwórkowo było mi jego starsze rodzeństwo. Ja byłam może w V klasie,  a Mateusz mógł mieć ok 2 lat ( matko! jaka ja stara jestem :P ). Grzeczny, uśmiechnięty, zawsze przeze mnie lubiany i nie okazujący, że coś jest nie tak. Niedawno podzielił się ze mną swoją historią, która mną wstrząsnęła. Najłatwiejsze określenie dla dramatu, który skrywał się za drzwiami jego mieszkania właściwie tuż pod moim nosem, bo po drugiej stronie podwórka. Zawsze słuchając wiadomości  o podobnych sytuacjach myślę:"niemożliwe, żeby nikt o tym nie wiedział" - przekonałam się na własnej skórze jak bardzo jest to możliwe, zmroziło mnie to jeszcze bardziej. Nikt nie mógł zareagować

Co mi dał miesiąc na siłowni?

Zastanawiasz się, czy nie pomyliłam się  w tytule? Oczywiście, że nie i nie reklamuję tu niczego, by takim zdaniem chcieć Cię zachęcić do pójścia w tym samym kierunku. Ja tu chcę tylko i wyłącznie o zdrowiu ! No właśnie. Dla mnie też jest szokiem, że mając szalejące TSH zauważam luźniejsze ubrania tu i tam. Jeansy? O tak ! Zakładam bez zmartwień :) I to nie te nowe o rozmiar większe :) - założyłam ulubione :) . Kilogramy nie spadają, przyznaję szczerze. Centymetrów mniej, kilogramy w miejscu, bo mięśnie są ciężkie. Mam pracę siedząca, codziennie przy biurku spędzam obowiązkową liczbę godzin. Mój kręgosłup zaczynał dziwnie wyglądać i czuć się również słabo. Czy coś się zmieniło? Owszem :) Nie garbię się, nie czuję bólu, który odszedł w zapomnienie. Dodatkowo mogę nosić cięższe zakupy :D - jeśli pomagają Wam w tym mężowie to informację o zwiększonej sile zostawiajcie dla siebie ;) Choć nie ma efektu "wow" to czuję się sama ze sobą dużo dużo lepiej. Powraca jędrność, zaczyn

Codzienność

Ostatnio za namową koleżanki zaczęłam jeść ( jak to mówi moje dziecko) gejfruty. Ponoć ma mi to pomóc w zbiciu wagi. Kupię kilogram i będę w nią rzucać, może uda się zbić chociaż ekranik. Kupiłam jednego, był pyszny - całego zjadłam. Wczoraj udało mi się wyjść wcześniej z pracy, a że były mąż zabrał nasze dziecko na salę zabaw to postanowiłam ciut się odstawić do Biedry. Lista zakupów: mleko i wspomniany już owoc. 200 kg nie ważę, więc pozwoliłam sobie na obcisłe jeansy i małe szpilki. Bo jak nie do Biedry to gdzie? Zachwycona swoim pomysłem naprzymierzałam się różnych kombinacji i wyszłam. Kiedy zamykałam drzwi spod sąsiednich spojrzała na mnie samotna, smutna, rozmazana psia kupa. Jak bardzo ucieszyłam się, że wyszłam z domu w balerinach, bo w nich (zaraz po obuwiu sportowym) najłatwiej przeskakiwać przez placki. Udało mi się o suchym i czystym bucie wyjść na zewnątrz. Słońce delikatnie przypiekało spacerowiczów. Obserwując okolicę włożyłam słuchawkę do ucha i spokojnie szłam mię