Przejdź do głównej zawartości

Z wakacyjną nutą.

Od mojego powrotu z wakacji minął już jakiś czas. Ostatnie dni urlopu spędziłam w domu, szukając sobie miejsca z daleka od tego wymarzonego. 10 dni w Tatrach dało mi dużo radości, spacerów, zakupów, odpoczynku, nawet słońca, a przede wszystkich wspaniałych spotkań. Pogoda w kratkę jak w całej Polsce tego lata, ale pojawiające się słoneczne chwile przypiekały do czerwoności, co akurat uwielbiam. Całą zimę czekam na mocne promienie słoneczne, które przenikają aż do kości. Mam wrażenie, że tym samym dostaje zastrzyk z witaminy D i endorfin. Uwielbiam to uczucie :) 
Podróż z Łodzi do Kościeliska troszkę się dłużyła, bo pozwoliliśmy sobie rano pospać ;) Najlepiej jednak wyjeżdżać nad ranem ;) - nie jedzie się wtedy 7 godzin. Zamieszkaliśmy u wspaniałych ludzi, otwartych, towarzyskich i bardzo sympatycznych. Kwaterę mieliśmy wprost rewelacyjną :) Relaks udawał się w niej w pełni. Przez cały pobyt nic nam w niej nie dokuczyło :) poza deszczem, na co niestety właściciele wpływu nie mieli :) 

 Sponiewierana podróżą ;)



Jak pewnie wiecie w sierpniu w Tatrach panuje taki tłok, że szkoda ruszać się z miejsca. Mieszkam w dużym mieście, więc nie zrozumcie mnie źle, ale troszkę mi to przeszkadzało. Terminu zmienić nie mogłam, a i pretensji do osób, które przyjechały na wakacje też nie miałam. Mogłabym mieć żal jedynie do zachowania niektórych z nich, zaczynając od nagłego zatrzymywania się na środku Krupówek nie zwracając uwagi na idący tłum za plecami, a kończąc na agresywnym psie i jego równie agresywnej właścicielce w Dolinie Chochołowskiej. Nie nie...żeby nie było...ja nikogo nie zaczepiałam i nie prowokowałam. Szłam SPOKOJNIE z córką, która również szła SPOKOJNIE ze mną za rękę, a paniusia przed nami z pieskiem: ona po prawej str drogi, on po lewej na całej długości smyczy. Kiedy nas zobaczyła zaczęła ściągać go do siebie. Wszystko ok...ale kawał luzu jaki mu został, pozwolił rzucić się na moje naprawdę spokojnie idące ze mną za rękę dziecko. Zasłoniłam córkę sobą i pogoniłam psa, bo pani nie dała rady od razu go do siebie ściągnąć smyczą, z resztą wpatrzona w telefon nawet nie starała się tego zrobić. Zwróciłam jej spokojnie uwagę, że powinna jednak trzymać go trochę krócej. Co usłyszałam? Krócej to ja powinnam trzymać dziecko i nie omieszkała nazwać mnie BARDZO nieodpowiednio. Wtedy straciłam cierpliwość i nie będę cytować dalszej naszej "rozmowy". Na pocieszenie dla mojego dziecka zrobiłam pani kilka fotek w razie gdyby okazało się, że ktoś jej poszukuje w związku z podobnymi sytuacjami. Tylko to dało poczucie bezpieczeństwa mojej małej towarzyszce i przywróciło jej chęć na dalszy, spokojny spacer. Uwierzcie mi, że była przerażona. Tym bardziej, że mamy zwierzęta ( w tym psa naprawdę dużych rozmiarów), obcych nie zaczepiamy i naprawdę wiemy jak się z nimi obchodzić. Zanim spotkałyśmy się z tą niewychowaną panią to słyszałyśmy jak jej pies na kogoś ujada, później kilkakrotnie widziałyśmy jak owa pani sobie z nim nie radzi, a on obszczekuje każdego konia, który przecież nie wie, że ma się nie wystraszyć, 
kiedy np. zostanie dziabnięty i ma nie stratować wtedy ludzi. Rozumiem chęć przychodzenia ze zwierzakami w takie miejsca , widziałam inne psiaki, które zachowywały się tak idealnie, że człowiek na ich widok uśmiechał się sam do siebie. Jeśli więc pies nie radzi sobie w takich miejscach to po co go zabierać i stwarzać zagrożenie innym? Tego nie rozumiem...i tej pani też nie... nie będę starała się tego zmienić. 
 
Dolina Chochołowska 15.08.16



 
Dobra ! Teraz opowiem Wam o fajnych sprawach :D a mianowicie o spotkaniach :) Troszkę ich było, ale opowiem Wam o dwóch szczególnie szczególnych :) 1sze z Kasią Katarzyną Matką na Szczycie :D Umówiłyśmy się na tarasie widokowym w STRH Cafe&Gallery :) 
 
Rewelacyjne miejsce !!! Obie przyszłyśmy z naszymi dzieciątkami, które zawstydzone jedynie przed sobą po jakimś czasie ujeżdżały sanki w lokalu i znalazły świetne miejscówki do zabawy w chowanego :) Byli super grzeczni i na koniec nawet wspólnie usiedli do rysowania :) Super widok :) A my z Kasią musiałyśmy się napaplać ile się da, bo kolejne spotkanie dopiero...za kilka dni !!! Wiecie jak świetnie? Nie za kilka miesięcy,a za kilka dni i to nie same ! Wróćmy jednak...od Kasi dostałam przepiękny prezent urodzinowy :) Dzień przed spotkaniem dobiło mi do licznika i Kasia cały dzień tworzyła to dzieło sztuki ! Tak mi się podoba ten prezent, że najchętniej wsadziłabym go do jakiejś gabloty, żeby nikt niczym go nie uszkodził. 
Moja własna torebka od Kasi :)
 Później nie zdarza się nigdy ;)

Moje dziecię rozbawione akcesoriami z Krainy Lodu i książkami nie zwracało na nic uwagi, bo prezent od Kasi i Szymona zajął ją na dłuższą chwilę :) Taką dłuższą dłuższą. 
Niestety korki w okolicach Zakopanego skróciły nam spotkanie, na którego koniec Szymon cyknął świetną fotkę ;)

 
 
Nie martwiłyśmy się zbytnio, bo za kilka dni miałyśmy spotkać się ponownie :) I udało się :) Towarzyszyła nam Gosia, doskonała Antyterrorystka z rodziną :) Dawno tak się nie bawiłam. Moje dziecię zostało tym razem z babcią w oczekiwaniu na dziadka, ale uwierzcie mi ta para też była niezła :) Śmiechu, zabawy i rozmów nie było końca :)  I cudnych smakowitych rzeczy, bo popchnięte doświadczeniem spotkałyśmy się w tym samym miejscu i chyba zostaniemy tam na stałe :)
 
 Były też prezenty :D (Prezentów mojej córki Wam nie pokażę..nie mam siły ich szukać, bo zostały rozniesione po całym mieszkaniu ( są skarbami, więc wiecie..no po prostu nie mogę przeszukiwać szafek ;)))
Dziewczyny są po prostu niesamowite. Choć są to nasze pierwsze spotkania, ja przy nich czuję się tak jakbyśmy znały się nie wiem od jak dawna, tylko coś rozsiało nas po Polsce i musimy umawiać się w jednym w jakiś sposób wspólnym miejscu :) Tęsknię za nimi szalenie i choć spotkania nie trwały bardzo długo to naprawdę brakuje mi tych rozmów :) tym bardziej, że nie spotkamy się teraz szybko. Wiem wiem, jest internet, telefony, ale to nie to samo. Ja zawsze muszę je wyściskać :D
A że góry to nie same kawy, lemoniady i żarełko to opowiem Wam ( a raczej zilustruję), gdzie byłyśmy jeszcze w przerwie od deszczu :) Krótko,bo cała trasa polegała na obiecywaniu lodów, wyjść na plac zabaw itp. :) jednak moje dziecko dzielnie pokonywało kilometry, górki i doliny. O wspomnianej Chochołowskiej już wiecie, odwiedziłyśmy jeszcze Dolinę Małej Łąki
 



 
 
 i spacer z Gronika Drogą pod Reglami do Skoczni, i drogę powrotną przez Zakopane :)
 









Byłam w szoku, że ani razu nie usłyszałam, że dziecię chce na ręce, czy ma dość drogi. Pod koniec przysiadała na ławkach, ale i tak powiem Wam, że chyba czuła się w żywiole, bo przecież cały rok ciężko ją usadzić na pupie na dłużej niż 5 minut, czy na czas trwania obiadu :) W kieszeni w gotowości czekały drobne na busa - okazało się, że niepotrzebnie :) Wielkie brawa dla wytrwałych ;)
Udało nam się wygospodarować także chwilę czasu na basenowe wyjście. Zwykle nie odwiedzamy takich miejsc, lecz patrząc co wakacje ( spędzałyśmy je w Chochołowie ) jak budują się Chochołowskie Termy, nie mogłyśmy sobie tego odmówić. Podobało nam się bardzo, widok z zewnętrznego basenu relaksował do granic relaksacyjności, atrakcje dla dzieci takie jak np. łaźnia zaskakiwały, tak jak bar dla dorosłych z podwodnymi krzesłami w basenie zewnętrznym, ilość jacuzzi zadowalała, praca ratowników dawała powody do dumy - nie było to bezczynne siedzenie w kącie, lecz ciągła kontrola, dla mnie na ogromny plus. Przy zadaniu jakiegokolwiek pytania serdecznie na nie odpowiadali, rozszalałą ( zrozumiałe ;) ) młodzież delikatnie, lecz skutecznie uspokajali. Naprawdę duży duży plus. Jednak minus też się znajdzie, niestety : zbyt duża różnica temperatur między basenami - upałów nie było, a my w części basenów marzłyśmy, przez co także przechodząc z jednego miejsca w drugie. Może coś z tym zrobią? Zobaczymy ;) I jeszcze jedno ( i tu wiadomość dla Pań z długimi włosami) : zabierajcie ze sobą swoje suszarki do włosów ;) Te na miejscu wg mnie w ogóle się nie nadają ;) Marnuje się przez nie dużo czasu.
Oczywiście nie zabrakło nas podczas trwania regionalnych atrakcji takich jak np. Święto Lasu 15.08 ( po pamiętnym spacerze Doliną Chochołowską), gdzie popołudnie spędziłyśmy podziwiając m.in.występy lokalnych zespołów.


 
Zajrzałyśmy także do Zakopanego na Europejskie Targi Produktów Regionalnych :



 
 
Na pożegnanie odwiedziliśmy karczmę Holny. I zjedliśmy i wypiliśmy, a co najważniejsze: wstępnie zaplanowałam tam już jakąś imprezę. Nie wiem jaką, bo nic się nie zbliża, ale planować można :) Bardzo nam się podobało, smakowało i siedziało przyjemnie :) Jeśli będziecie w okolicy to zajrzyjcie tam :) Cenowo też nie straszą :) Warto sprawdzić :)
 
 
 
Niestety pożegnania nadszedł czas, więc spacerkiem wróciliśmy do swojej kwatery i w ciszy spakowaliśmy nasze rzeczy. No cóż..smutno było wyjeżdżać. Teraz planuję kolejną podróż na Podhale - wtedy chociaż troszkę mniej tęsknię.
 

 

Komentarze

  1. Jej, no i się wzruszyłam, roztęskniłam i nic sensownego nie umiem napisać!
    Spotkania były cudowne!
    A "Holny" to jedna z moich ulubionych miejscówek. Kiedyś przez rok mieszkałam obok, na Karpielówce, więc byłam tam częstym gościem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego ten post tak długo powstawał :) Co się zabierałam za niego to łapałam doła ;) Czyli w Holnym trzeba będzie się spotkać ;) Odświeżyć Twoje wspomnienia i spędzić miło czas :)

      Usuń
    2. Ja też się wzruszyłam. Kurczę czemu mamy do siebie tak daleko???

      Usuń
    3. Co Ty gadasz? Jak daleko? :P Wchodzisz do szafy, mówisz hasło i jesteś na miejscu :P

      A tak na poważnie to nie wiem...czy ten "turbo" samochód jest już gotowy? :P

      Usuń
    4. Moja szafa nie chce przyjąć hasła ;) Turbo auto w trakcie składania jest ;)

      Usuń
  2. Czytałam o spotkaniu u Gosi i Kasi i powiem jedno- bardzo Wam zazdroszczę, bo też bym chętnie się z Wami umówiła na kawę. A w górach to już wcale, kto wie, może będzie kiedyś okazja.

    Piękne zdjęcia i wcale nie wyglądasz, jak to napisałaś, na sponiewieraną :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie? Może kiedyś siedząc przy kawie, będziemy śmiały się z tego, że jakiś czas wcześniej nawet nie liczyłyśmy na wspólne spotkanie :)

      Bardzo dziękuję :*:)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tragedia, która zrodziła pasję.

Chciałabym przedstawić Wam Mateusza.  Mateusz i jego przeżycia zainspirowały mnie do napisania tego co dziś przeczytacie. Jaki wpływ będzie miała na Was ta historia? Liczę na to, że zastanowi na różny sposób każdego z osobna. Z Mateuszem znamy się od ok 17-18 lat. Kiedy przeprowadził się po sąsiedzku bliższe koleżeńsko/ podwórkowo było mi jego starsze rodzeństwo. Ja byłam może w V klasie,  a Mateusz mógł mieć ok 2 lat ( matko! jaka ja stara jestem :P ). Grzeczny, uśmiechnięty, zawsze przeze mnie lubiany i nie okazujący, że coś jest nie tak. Niedawno podzielił się ze mną swoją historią, która mną wstrząsnęła. Najłatwiejsze określenie dla dramatu, który skrywał się za drzwiami jego mieszkania właściwie tuż pod moim nosem, bo po drugiej stronie podwórka. Zawsze słuchając wiadomości  o podobnych sytuacjach myślę:"niemożliwe, żeby nikt o tym nie wiedział" - przekonałam się na własnej skórze jak bardzo jest to możliwe, zmroziło mnie to jeszcze bardziej. Nikt nie mógł zareagować

Co mi dał miesiąc na siłowni?

Zastanawiasz się, czy nie pomyliłam się  w tytule? Oczywiście, że nie i nie reklamuję tu niczego, by takim zdaniem chcieć Cię zachęcić do pójścia w tym samym kierunku. Ja tu chcę tylko i wyłącznie o zdrowiu ! No właśnie. Dla mnie też jest szokiem, że mając szalejące TSH zauważam luźniejsze ubrania tu i tam. Jeansy? O tak ! Zakładam bez zmartwień :) I to nie te nowe o rozmiar większe :) - założyłam ulubione :) . Kilogramy nie spadają, przyznaję szczerze. Centymetrów mniej, kilogramy w miejscu, bo mięśnie są ciężkie. Mam pracę siedząca, codziennie przy biurku spędzam obowiązkową liczbę godzin. Mój kręgosłup zaczynał dziwnie wyglądać i czuć się również słabo. Czy coś się zmieniło? Owszem :) Nie garbię się, nie czuję bólu, który odszedł w zapomnienie. Dodatkowo mogę nosić cięższe zakupy :D - jeśli pomagają Wam w tym mężowie to informację o zwiększonej sile zostawiajcie dla siebie ;) Choć nie ma efektu "wow" to czuję się sama ze sobą dużo dużo lepiej. Powraca jędrność, zaczyn

Codzienność

Ostatnio za namową koleżanki zaczęłam jeść ( jak to mówi moje dziecko) gejfruty. Ponoć ma mi to pomóc w zbiciu wagi. Kupię kilogram i będę w nią rzucać, może uda się zbić chociaż ekranik. Kupiłam jednego, był pyszny - całego zjadłam. Wczoraj udało mi się wyjść wcześniej z pracy, a że były mąż zabrał nasze dziecko na salę zabaw to postanowiłam ciut się odstawić do Biedry. Lista zakupów: mleko i wspomniany już owoc. 200 kg nie ważę, więc pozwoliłam sobie na obcisłe jeansy i małe szpilki. Bo jak nie do Biedry to gdzie? Zachwycona swoim pomysłem naprzymierzałam się różnych kombinacji i wyszłam. Kiedy zamykałam drzwi spod sąsiednich spojrzała na mnie samotna, smutna, rozmazana psia kupa. Jak bardzo ucieszyłam się, że wyszłam z domu w balerinach, bo w nich (zaraz po obuwiu sportowym) najłatwiej przeskakiwać przez placki. Udało mi się o suchym i czystym bucie wyjść na zewnątrz. Słońce delikatnie przypiekało spacerowiczów. Obserwując okolicę włożyłam słuchawkę do ucha i spokojnie szłam mię