Przejdź do głównej zawartości

Marzenia się spełniają

Od 8 lat tęskniłam za zimowymi Tatrami :) Wyjazd chodził za mną każdego roku i nie wypalał tak po prostu. Teraz się udało :) Marzyłam o śniegu po kolana, zmarzniętym nosie i swoim dziecku zawiniętym w koc grzecznie siedzącym na sankach :) ale:
Widoki były piękne, temperatura: ok 10 stopni, śnieg owszem, ale tylko z daleka ;) Nie mniej jednak było CUDOWNIE !!! Przyjechaliśmy do Zakopanego w niedzielę. Zakwaterowaliśmy się w Willi Nałęcz, gdzie określenie "było świetnie" to mało powiedziane :) Cisza, spokój i do Krupówek nie tak daleko. Personel w ocenie 1-10 otrzymuje 11 :) Przesympatyczni ludzie, uśmiechnięci, mili, pomocni, nie byli opryskliwi, ani sztuczni ( co ja akurat wyczuję na kilometr ;) ) Można było pożartować jak i poważnie porozmawiać. Posiłki, które serwowano powaliły nas na kolana i szczerze mówiąc, będziemy za nimi tęsknić :D W smaku odbiegały od typowo stołówkowych dań, były przepyszne, a porcje..duże :) Podczas posiłków przygrywały ( z głośników ) przeróżne regionalne zespoły,na bank znane tym, którzy choć trochę kulturą Podhala się interesują ( mnie nóżka sama tupała do rytmu). Future Folk chyba też tam usłyszałam, więc szersze grono także nutę by rozpoznało :) Przy stołówce bar...więc daleko chodzić nie trzeba :) Pokoje wygodne, z łazienkami, bardzo ciepłe (nie ma mowy, by ktoś zmarzł). Co dla nas bardzo ważne: mogliśmy zabrać psa :) (a ratlerkiem nie jest ;) ). Zrobię, więc małą reklamę : Willa Nałęcz jest rewelacyjna :) Przy kolejnej okazji chętnie do niej wrócę i Wam także polecam :)
Krupówki były nam potrzebne wieczorami. Grzaniec, naleśnik i te sprawy :) Odwiedziliśmy Stek Chałupę ( 1 na 2 razy nam się udało, za 2gim razem nie było miejsc, ale zespół przygrywający jakiś taki znajomy...z wesela :D ), oraz zaprowadzeni przez halny Stodołę. Tu właśnie wepchnęłam w siebie naleśniki z grzybami i podłubałam w tych z owocami. Jedne i drugie pyszne :) Pozdrawiamy kelnera Tomka - przemiły człowiek :)
Wystrój restauracji : mój wymarzony :D
Jeśli chodzi o pamiątki to tak jak już wspomniałam kubek z łowickim wzorem z napisem "ZAKOPANE" wygrał ze wszystkim. Po prostu mnie załamał. No cóż.. Innych rzeczy pełno, albo nawet bardzo pełno. Moje dziecię wróciło z czapką i ciupagą ( którą ku radości innych turystów usiłowała ściąć drzewo). Ja wróciłam z kalendarzem :D To mój prezent całoroczny jak i coroczny, lecz do tej pory kupowany latem. Zrobiliśmy trochę kilometrów, potargał nami halny, ogrzało słoneczko, zajrzeliśmy na taras widokowy do Cafe Tygodnik Podhalański, przeklęłam wszystkie "misie" z Krupówek itp :P Wiatr nie pozwalał nam na wiele.

 Cafe Tygodnik Podhalański
 Gubałówka






W poniedziałek jednak Pijalnia Czekolady Wedla była świadkiem niesamowitego spotkania :)
Pijąc latte z mleczną i białą czekoladą cieszyłam się jak dziecko podczas rozmowy z Katarzyną Targosz.


 

Kiedy tylko ją zobaczyłam w umówionym miejscu uśmiech miałam tak szeroki, że gdybym nie wyrywała ósemek to na bank by je zobaczyła :D Najwspanialsze pamiątki z tego wyjazdu dostałam właśnie od niej, będą sprawiały, że ten zimowy wypad na zawsze zapisze się w mojej pamięci, będą przywracały wspomnienia związane z tym bardzo wyjątkowym spotkaniem :)


Każdy kto Kasię spotkał wie, jak bardzo jest niesamowita i szczera w swoim byciu :) Mogłabym z nią rozmawiać godzinami, popijając kawę i delektując się chwilą :) Nawiązując do tego co napisała o mnie (tutaj) odpowiem, że bardzo ją proszę o tę lepiankę :D Będę pomagać przy budowie, a nasze dzieci niech malują ściany jak im się tylko podoba :D Bardzo chętnie zamieszkamy tuż obok i biorę na siebie z wielką przyjemnością codzienność z Kasią na czele :) Co do braku aparatu: gdybym go nie zabrała to już na bank wymyśliłabym coś, żeby zdjęcie powstało. Byłabym skłonna przekupić kelnerkę, by zrobiła je swoim telefonem i wysłała mi na pocztę :D Jednak zdjęcie jest, w cudownej jego odsłonie pomogła Kasia :)
Wyściskałyśmy się tyle ile tylko było siły. Dostałam także uściski gratis od naszej kochanej Antyterrorystki :) przekazane sieciowo oczywiście, a wykonane przez samą Katarzynę :)
Wszystko co dobre szybko się kończy i spotkanie też miało swój koniec. Naprawdę się zdołowałam. Chciałam tylko Kasi przekazać, że jak wyszła to ktoś znowu coś potłukł :) ;)
Moje krótkie ferie też szybko dobiegły końca ,a mnie w drodze powrotnej, w samochodzie coś podkusiło, żeby sprawdzić przez telefon co tam na Podhalu...posypały się wyrazy na "k", "p" itp, bo okazało się, że spadł śnieg !!!
Z drugiej strony pomyślałam, że widać tak miało być. W takiej podróży łatwo o wypadek.

Moje ferie uważam za bardzo udane, choć krótkie. Były wręcz niesamowite :)

A jak mijają Wasze ?

Komentarze

  1. Ale superrr!!! Normalnie zazdroszczę:) Jak już lepiankę będziesz stawiać to pamiętaj o pokoju dla mnie, a co tam przyjadę i razem postawimy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie pokój i wspólna kuchnia do popijania gorącej czekolady:D Co Ty na to?;) Giewont z dedykacją dla Ciebie :)

      Usuń
    2. Dziękuję:* Zgadzam się na wszystko. A gorącą czekoladę kocham!

      Usuń
  2. Nasze ferie były opanowane przez wirusy :( Ja po ośmiu latach przerwy i wielkiej tęsknoty jadę do Zakopanego w czerwcu :) Tez już mam zaplanowane spotkanie z Kasią!!! Co tam brak sniegu-najwazniejsze , że milo spędziliście czas i.....musze sprawdzić gdzie ta pijalnia czekolady.... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pijalnia czekolady (ta konkretna) idąc w stronę Gubałówki od nowej galerii jest po lewej stronie, chyba zaraz za Jagodą:) <- wg tego łatwo będzie znaleźć:) Czyli mamy wspólne magiczne 8 lat :D Wirusy pogonić raz dwa, żeby nie wracały i czekam w czerwcu na opowieść jak tam mija czas na Podhalu ;)

      Usuń
  3. Jakie to piękne. Zarówno zdjęcia jak i słowa :) Czytając, sama przeniosłam się w te miejsca duchem... ciałem raczej nie będzie mi dane,ale co się odwlecze... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję:* Zapraszamy na Podhale prędzej czy później:) tam inaczej płynie czas :) W razie czego raz na jakiś czas pojawi sie wpis o tamtym rejonie (moim najukochańszym)wraz ze zdjęciami:) więc serdecznie zapraszam :)

      Usuń
  4. Hahahaha, może nasze spotkanie wywołało taki kosmiczny wir energii, że wszystko kelnerkom z rąk leciało :) :D
    Kurcze, czytając, wróciłam do naszego spotkania i tak bardzo za Tobą zatęskniłam!!! Przyjeżdżaj szybko znowu!!!!!!
    Z tym śniegiem, to powiem Ci, że Wam się udało, bo podobno było strasznie w środę wieczorem. My się cieszyliśmy, że postanowiliśmy hotel w Sączu wynająć, bo nie byłoby szans ani wrócić w środę po badaniach do domu, ani dojechać w czwartek o świcie na operację.
    Teraz też sporo śniegu leży, ale nie możemy nadal z niego korzystać, bo Szymon ma jakiś czas nie wychodzić z domu :/ Zobaczymy w przyszłym tygodniu na kontroli, jakie będą dalsze zalecenia, bo przecież ten bidulek nic z tej zimy w tym roku nie mógł skorzystać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie zodiakalne połączenie nie mogło działać inaczej :D
      Kasiu ja też tęsknię :( uwierzysz, że od spotkania minął już tydzień?? Jak ten czas szybko leci!!! Z tym śniegiem to obu nam się udało, ja doceniłam jego brak w drodze powrotnej. U Was to był wręcz cud :) Wszystko tak cudownie się ułożyło :) Bardzo dużo o Was myślałam.

      Usuń
  5. P.S. Nic nie napisałaś o jaszczurce Klaudii, a mnie ta jaszczurka zachwyciła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że zapomniałam o niej. Gwidon schował się w maskotkach i Ty mi o nim przypomniałaś :D Może chciał zostać kameleonem? :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co mi dał miesiąc na siłowni?

Zastanawiasz się, czy nie pomyliłam się  w tytule? Oczywiście, że nie i nie reklamuję tu niczego, by takim zdaniem chcieć Cię zachęcić do pójścia w tym samym kierunku. Ja tu chcę tylko i wyłącznie o zdrowiu ! No właśnie. Dla mnie też jest szokiem, że mając szalejące TSH zauważam luźniejsze ubrania tu i tam. Jeansy? O tak ! Zakładam bez zmartwień :) I to nie te nowe o rozmiar większe :) - założyłam ulubione :) . Kilogramy nie spadają, przyznaję szczerze. Centymetrów mniej, kilogramy w miejscu, bo mięśnie są ciężkie. Mam pracę siedząca, codziennie przy biurku spędzam obowiązkową liczbę godzin. Mój kręgosłup zaczynał dziwnie wyglądać i czuć się również słabo. Czy coś się zmieniło? Owszem :) Nie garbię się, nie czuję bólu, który odszedł w zapomnienie. Dodatkowo mogę nosić cięższe zakupy :D - jeśli pomagają Wam w tym mężowie to informację o zwiększonej sile zostawiajcie dla siebie ;) Choć nie ma efektu "wow" to czuję się sama ze sobą dużo dużo lepiej. Powraca jędrność, zaczyn

Tragedia, która zrodziła pasję.

Chciałabym przedstawić Wam Mateusza.  Mateusz i jego przeżycia zainspirowały mnie do napisania tego co dziś przeczytacie. Jaki wpływ będzie miała na Was ta historia? Liczę na to, że zastanowi na różny sposób każdego z osobna. Z Mateuszem znamy się od ok 17-18 lat. Kiedy przeprowadził się po sąsiedzku bliższe koleżeńsko/ podwórkowo było mi jego starsze rodzeństwo. Ja byłam może w V klasie,  a Mateusz mógł mieć ok 2 lat ( matko! jaka ja stara jestem :P ). Grzeczny, uśmiechnięty, zawsze przeze mnie lubiany i nie okazujący, że coś jest nie tak. Niedawno podzielił się ze mną swoją historią, która mną wstrząsnęła. Najłatwiejsze określenie dla dramatu, który skrywał się za drzwiami jego mieszkania właściwie tuż pod moim nosem, bo po drugiej stronie podwórka. Zawsze słuchając wiadomości  o podobnych sytuacjach myślę:"niemożliwe, żeby nikt o tym nie wiedział" - przekonałam się na własnej skórze jak bardzo jest to możliwe, zmroziło mnie to jeszcze bardziej. Nikt nie mógł zareagować

Codzienność

Ostatnio za namową koleżanki zaczęłam jeść ( jak to mówi moje dziecko) gejfruty. Ponoć ma mi to pomóc w zbiciu wagi. Kupię kilogram i będę w nią rzucać, może uda się zbić chociaż ekranik. Kupiłam jednego, był pyszny - całego zjadłam. Wczoraj udało mi się wyjść wcześniej z pracy, a że były mąż zabrał nasze dziecko na salę zabaw to postanowiłam ciut się odstawić do Biedry. Lista zakupów: mleko i wspomniany już owoc. 200 kg nie ważę, więc pozwoliłam sobie na obcisłe jeansy i małe szpilki. Bo jak nie do Biedry to gdzie? Zachwycona swoim pomysłem naprzymierzałam się różnych kombinacji i wyszłam. Kiedy zamykałam drzwi spod sąsiednich spojrzała na mnie samotna, smutna, rozmazana psia kupa. Jak bardzo ucieszyłam się, że wyszłam z domu w balerinach, bo w nich (zaraz po obuwiu sportowym) najłatwiej przeskakiwać przez placki. Udało mi się o suchym i czystym bucie wyjść na zewnątrz. Słońce delikatnie przypiekało spacerowiczów. Obserwując okolicę włożyłam słuchawkę do ucha i spokojnie szłam mię