Przejdź do głównej zawartości

Chcesz pochodzić w moich butach?

Do napisania tego postu zainspirowała mnie pewna rozmowa jak i obserwacje.

Jestem wychowana w poczuciu, że nie zazdrościmy. Zawsze kiedy komuś się powodziło cieszyłam się razem z tą osobą (pod warunkiem, że powodzenie nie opierało się na łamaniu prawa, bądź bazowaniu na czyimś nieszczęściu). Zawsze uważałam, że należy dążyć do tego by było nam lepiej. Więc niby dlaczego miałam się złościć, kiedy moja znajoma dostała podwyżkę, mieszkanie, czy własną wyspę? Kurczę... no świetnie! Jeśli tylko jest z tym szczęśliwa to dlaczego ma tego nie mieć? Dlaczego ma z tego zrezygnować tylko dlatego, że inni tego nie mają, a co najgorsze nie starają się tego mieć? Jedynie siedzą i złowieszczą na tych, którym nawet ciut lepiej się powodzi od nich samych.
No właśnie...a co jeśli tak nie do końca?
Czy ci sami ludzie zainteresowali się, czy w/w kobieta ma rodzinę? Czy nie czuje się samotna? Może poświęciła się pracy, bo wychowywała się w Domu Dziecka i sama ciężką pracą osiągnęła tak wiele, by móc być choć trochę pewną swojej przyszłości?  Może skrzywdził ją los i nie potrafi nikomu zaufać na tyle, by stworzyć kochającą się rodzinę? Jej zdjęcia z wakacji wstawiane na Facebooka są tylko walką z samotnością? A może na coś choruje? Hmm..codziennie przyjmuje leki, raz w miesiącu chodzi na badania kontrolne, a pociesza się ciepłym słońcem otulającym jej skórę w grudniu w ciepłych krajach, kiedy jej znajomi siedzą w Polsce i zrzędzą jak im źle, a " TAKA SIĘ BYCZY". Źle im kiedy z rodzinami jedzą wspólny obiad, chodzą na niedzielne spacery, wybierają się razem do kina, śpią wtuleni w czułe, bezpieczne ramię. Źle im kiedy mają więcej niż opisana przeze mnie kobieta. Czasami dużo więcej nawet materialnie.
Co z tego skoro ona dostała?! Dlaczego?! Jakim prawem?
Może zamienią się z nią butami?
Myślę, że nie..bo nawet nie będą mieli z kim jej obgadywać smakując jej samotności.
Oczywiście sytuacje mogą być przeróżne, takie historie można tworzyć, czy powtarzać w ilościach niepoliczalnych, ale wciąż chodzi o to samo. Po co zazdrościć? Po co podle obgadywać? Po co wiedzieć lepiej co ktoś inny powinien: zrobić, powiedzieć itp.?
Wiem jaka jest natura każdego z nas. Codziennie wyrażamy opinie, jednak czasami może warto się zastanowić, czy na pewno dobrze je precyzujemy? Czy na pewno powinniśmy?
Przecież zmieniamy świat dając przykład, a nie wygłaszając opinie.


Ponoć prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, ostatnio okazuje się, że jednak po tym jak reagują na nasze szczęście. Ja doświadczyłam jeszcze czegoś innego:
Prawdziwych przyjaciół poznaje się po rozwodzie.
 Wtedy nawet rodzina się wykrusza i każdy wie najlepiej co tak naprawdę się stało.












Historia kobiety zmyślona dla potrzeb postu.

Komentarze

  1. Otóż to - świetnie powiedziane: prawdziwych przyjaciół poznaje się po tym, jak reagują na twoje szczęście. Ja boleśnie swego czasu się o tym przekonałam.
    Zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś, zresztą też o tym rozmawiałyśmy :) Moim zdaniem wiele osób jest sfrustrowanych, ma różne problemy, nie potrafi docenić siebie i swojego życia, żałuje, że nie spełniło swoich planów, więc "leczą" się odgrywając się na innych. A szczególnie na tych, którym - ich zdaniem - się poszczęściło. A widzą tylko fasadę, po której oceniają innych, nie wiedząc, co jest za nią. To tak, jak z celebrytami, którym wiele osób zazdrości życia, a tak naprawdę większość tych gwiazd jest bardzo nieszczęśliwa.
    P.S. A propos tytułu wpisu - ostatnio jakiś pan - miłośnik taniego wina, chciał się ze mną w sklepie na buty zamieniać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie zamieniłaś się? Jak mogłaś odmówić? :P
      Właśnie naszą rozmowę miałam na myśli na początku tej historii :) Nie dawało mi to spokoju i musiałam podzielić się tą myślą, wylać żale na temat takich osób :) Zauważ, że nie potrafią docenić swojego życia, ale kiedy tylko ktoś zaczyna im w to życie włazić ( tak jak oni innym) to zaciekle go bronią.

      Usuń
  2. świetny tekst!!! Niektórzy komus zazdroszczą , a w ogóle się nie zainteresują jakie życie naprawdę ma ta osoba :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, szalenie mi miło:)
      Rzeczywiście ludzie robią wszystko na ślepo. Czasami aż ma się ochotę szarpnąć kogoś i wybudzić z tej zawiści.

      Usuń
  3. Ludzie zazdroszcząc, obmawiając kogoś najczęściej chcą odsunąć swoje problemy na dalszy tor. Chcąc za wszelką cenę od nich uciec- wyładowują swoją frustrację na tych, którym się powiodło. Doświadczyłam na swojej skórze stwierdzenie, że prawdziwych przyjaciół poznajesz kiedy zaczyna ci się powodzić...smutne to, że z pozoru bliscy ludzie potrafią człowiekowi dokopać tylko dlatego, że coś mu się udało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy okazuje się kto tak naprawdę był nam bliski. Ja doświadczyłam właśnie tego, że znajomi byli mi bliżsi niż rodzina. Zaskoczona byłam tym ogromnie, ale właśnie moja sytuacja zweryfikowała mi bliskich. Z tym uciekaniem masz rację, bardzo często też tak jest.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tragedia, która zrodziła pasję.

Chciałabym przedstawić Wam Mateusza.  Mateusz i jego przeżycia zainspirowały mnie do napisania tego co dziś przeczytacie. Jaki wpływ będzie miała na Was ta historia? Liczę na to, że zastanowi na różny sposób każdego z osobna. Z Mateuszem znamy się od ok 17-18 lat. Kiedy przeprowadził się po sąsiedzku bliższe koleżeńsko/ podwórkowo było mi jego starsze rodzeństwo. Ja byłam może w V klasie,  a Mateusz mógł mieć ok 2 lat ( matko! jaka ja stara jestem :P ). Grzeczny, uśmiechnięty, zawsze przeze mnie lubiany i nie okazujący, że coś jest nie tak. Niedawno podzielił się ze mną swoją historią, która mną wstrząsnęła. Najłatwiejsze określenie dla dramatu, który skrywał się za drzwiami jego mieszkania właściwie tuż pod moim nosem, bo po drugiej stronie podwórka. Zawsze słuchając wiadomości  o podobnych sytuacjach myślę:"niemożliwe, żeby nikt o tym nie wiedział" - przekonałam się na własnej skórze jak bardzo jest to możliwe, zmroziło mnie to jeszcze bardziej. Nikt nie mógł zareagować

Co mi dał miesiąc na siłowni?

Zastanawiasz się, czy nie pomyliłam się  w tytule? Oczywiście, że nie i nie reklamuję tu niczego, by takim zdaniem chcieć Cię zachęcić do pójścia w tym samym kierunku. Ja tu chcę tylko i wyłącznie o zdrowiu ! No właśnie. Dla mnie też jest szokiem, że mając szalejące TSH zauważam luźniejsze ubrania tu i tam. Jeansy? O tak ! Zakładam bez zmartwień :) I to nie te nowe o rozmiar większe :) - założyłam ulubione :) . Kilogramy nie spadają, przyznaję szczerze. Centymetrów mniej, kilogramy w miejscu, bo mięśnie są ciężkie. Mam pracę siedząca, codziennie przy biurku spędzam obowiązkową liczbę godzin. Mój kręgosłup zaczynał dziwnie wyglądać i czuć się również słabo. Czy coś się zmieniło? Owszem :) Nie garbię się, nie czuję bólu, który odszedł w zapomnienie. Dodatkowo mogę nosić cięższe zakupy :D - jeśli pomagają Wam w tym mężowie to informację o zwiększonej sile zostawiajcie dla siebie ;) Choć nie ma efektu "wow" to czuję się sama ze sobą dużo dużo lepiej. Powraca jędrność, zaczyn

Codzienność

Ostatnio za namową koleżanki zaczęłam jeść ( jak to mówi moje dziecko) gejfruty. Ponoć ma mi to pomóc w zbiciu wagi. Kupię kilogram i będę w nią rzucać, może uda się zbić chociaż ekranik. Kupiłam jednego, był pyszny - całego zjadłam. Wczoraj udało mi się wyjść wcześniej z pracy, a że były mąż zabrał nasze dziecko na salę zabaw to postanowiłam ciut się odstawić do Biedry. Lista zakupów: mleko i wspomniany już owoc. 200 kg nie ważę, więc pozwoliłam sobie na obcisłe jeansy i małe szpilki. Bo jak nie do Biedry to gdzie? Zachwycona swoim pomysłem naprzymierzałam się różnych kombinacji i wyszłam. Kiedy zamykałam drzwi spod sąsiednich spojrzała na mnie samotna, smutna, rozmazana psia kupa. Jak bardzo ucieszyłam się, że wyszłam z domu w balerinach, bo w nich (zaraz po obuwiu sportowym) najłatwiej przeskakiwać przez placki. Udało mi się o suchym i czystym bucie wyjść na zewnątrz. Słońce delikatnie przypiekało spacerowiczów. Obserwując okolicę włożyłam słuchawkę do ucha i spokojnie szłam mię